Drukuj

Zgodnie z obietnicą rozpoczynamy prezentację wierszy, których autorzy okazali się zwycięzcami w tegorocznej, II edycji Konkursu Poetyckiego „Na Początku Było Słowo”. Dziś wiersze laureatki I miejsca – Patrycji Wójcik z I Liceum Ogólnokształcącego im. ks. Stanisława Konarskiego w Rzeszowie.

MILIJON

I

Cisza mnie poi – ja siedzę daremnie,

oddech powierzam nagim, białym ścianom,

tylko on, niepokój, który drży się we mnie

w bladości odciska ten fiolet łopianu.

Jakże więc nasycić te puste stronice,

które dał Orfeo niby rzeczy święte,

skoro deszcz za oknem i szare ulice,

skoro ową świętość plamię atramentem?

Jeśli więc milczycie - dajcie ku radości

poszargać świętości.

II

Wiatr śpiewa szalenie oraz drzwi odmyka,

gra cichą melodię, której wszystko zwierza,

zdaje się, że słyszę rytmy poloneza,

to znów rzędy etiud mistrza Fryderyka.

Tak szlocha Arkadia, zdeptana przez wieki,

żeby ją pokrzepić - ja dostąpię lutni,

choć nie jestem godna rzemienia, ni sukni,

lecz skoro zstąpiła - nie wzgardzi człowiekiem.

Jeśli więc mam umrzeć - to się nią napoję

i oddam, co Twoje.

III

Powierzę Ci wszystko - dłuto me i pióro,

i w Tobie złożę moje liche kości,

by się wypełniło, niby w toń ponurą

ażeby przepadło jak zbiegłe lubości,

aby się skończyło jako sen sakralny

i zdławiło wszelkie krzyki me z otchłani,

które niby rozpacz, niby głos chóralny:

Eloi, Eloi, lema sabachthani!

Tyle mej radości, ilem napisała - więc umrę niecała.

IV

I ja naiwnie wierzę w Królową wśród sztuk,

w iskrę namaszczenia, co nad głową świeci,

Tako bowiem czynią znani mi poeci,

Tu jednak srebro mowy uderza o bruk.

W tych ulicach szarych, w których Cię spotykam,

wybacz mą zuchwałość, pomnij me oddanie,

pozwól przeto zadać ostatnie pytanie,

co Cię tu przywiodło, o Ars Poetica?

Wszystko, co dostałam z krwi twojej, w spuściźnie –

wyrównam ojczyźnie.

V

Już wstaję od biurka – klaszczcie, oto wstałam,

już zagasły światła, spustoszała scena,

oto wam zabieram, to co wprzódy dałam,

klaszczcie według prośby mistrza Beethovena.

Tak się rodzi słowo i tak słowo kona –

komedia skończona.

 

AKADEMIA ROMANTYCZNA

Tak jesteśmy nachalni, bezwstydnie fizyczni,

nieprzybrani w szkarłaty głupcy nieliryczni

mizerni zupełnie i bez popiołu wojny,

który by nas ubarwił, wzniecił los spokojny

jak gdyby ogień, co im więcej serce trawi,

tym uszlachetnia bardziej, tym pokrzepia łzawiej.

A gdy idę w deszczu – ulice wokół głuche

niby miasto umarłe, słyszę jednym uchem

głos drżący, przenikliwy, niczym młyńskie koło,

co wżdy wołał poetów: Jedźmy, nikt nie woła.

I nie masz już człowieku - epoka odsłania

ni uniesień jak drzewiej, ni świątyń dumania,

minęły opisane w inwokacjach kraje,

toteż pomnę nieśmiało na tamte zwyczaje

i spojrzę znów przed siebie – oczy słoni trwoga,

tu umysły bez myśli, świątynie bez Boga.

I cóż z tego, że żywi i z tętnem miarowym

są jeszcze na świecie, kiedy brak im jest głowy?

Portret mam przed sobą, gdzie wieszcz spogląda z płótna,

zapewniam go milczeniem - jednako mi smutno.

 

SPOD NIEBIESKIEJ GWIAZDY

Ten pusty wyraz resztek ducha,

te szklane w węgiel pchnięte oczy,

krwawe kielichy i warkocze,

w które przywdziewa się kostucha –

to wszystko, co zostało po mnie –

człowieku między narodami,

taka to gorycz - bowiem sami

jesteśmy tym, co pchnęło zbrodnię.

I nie znam słowa pocieszenia,

kruche lamenty, żale liche,

co właśnie takim są kielichem

karmazynowych łez zwątpienia.

Małym się mieni, co poczęte

z braku aryjskich rysów w twarzy,

a ja naiwnie ciągle marzę

aby jednako było święte.

I ty, orkiestro pogardliwa

co tęsknot śpiewnych tchnęłaś miarę,

nie grajków biednych to zamiarem,

ale ukazom złym życzliwa.

I ty zamilkniesz sił ostatkiem,

miedzianym tylko serc łomotem

ostaniesz w myślach się, a potem

do snu ułożysz swoje dziatki.

A zastęp owych jest ogromny –

puste wyrazy resztek ducha,

Amida też wyłkana, głucha –

to wszystko, co zostało po mnie.